***

Tak jak stał,
w tym samym
bladym swetrze strachu,
nosi go już tyle lat,
zmienia tylko barwy,
ale wciąż ta sama tkanina
dotyka jego ciała,
sięgając jeszcze zdecydowanie głębiej,
tak,
on już przesiąkł,
przesiąkł nią,
więc...
tak jak stał,
tak też wyszedł,
wyszedł i szedł,
mokrą ulicą szedł
z parasolem
i z zamiarem szedł,
zamiar był tak szlachetny
i tyleż samo okrutny i nie do pomyślenia
dla zwyczajnych obserwatorów,
on sam też był przerażony własnym
[zamiarem
i tyleż samo pozostaniem w tym
[miejscu
jeszcze na trochę,
między młotem i kowadłem,
szedł i zaszedł,
zaszedł pod drzewo,
pogoda była wprost
proporcjonalna
do jego zamiaru,
wszystko było tak mokre,
takie samo,
jak jego oczy,
myślał,
on jednak za długo myślał,
za długo i za bardzo intensywnie,
o wszystkich i wszystkim,
a po co o tym myślał?
on przecież
nie należy ani do wszystkich,
ani do wszystkiego,
należy tylko do jednego,
... i wrócił,
głupi wrócił,
nawet nie wiadomo z czym wrócił,
i siedzi pomiędzy
wszystkim i wszystkimi,
i znowu ma oczy jak
wczorajsza pogoda,
choć dziś
za oknem nie płyną łzy,
meteorologia jego wnętrza
nie zmienia się,
ciągła burza, trzęsienia
i deszcz.