Momentalnie

Zaciskam zęby,
patrzę głęboko w lustro,
w swoje zapłakane źrenice,
składam na piersiach,
na piersiach krzyżuję swoje ramiona,
jestem tu i tam daleko,
boli każdy ruch
i wszystko jest trudne,
intensywnie myślę o odejściu,
ale mniej intensywnie niż wcześniej,
boli wciąż,
niektórzy wierzą w zmiany,
takie zmiany nie zachodzą,
wyłącznie sam,
nikt nie ma prawa,
nikt cokolwiek narzucać,
chora jest dusza i ciało,
odbieram każdy szelest,
każdy szelest w chorym umyśle,
wiesz, co znaczy każdy szelest
w tak skonstruowanym umyśle?
wiesz, co znaczy
wstać, obudzić się,
obudzić się i wstać
po to, żeby znowu czuć ten trywialny,
ale jakże nie dający spokoju
stan,
w najskrytszym zakątku siebie (jeśli jestem?)
pragnę
nie przynależeć tu już,
być zapomnianym,
wyrzućcie mnie ze swoich notesów,
ze swoich wspomnień,
ze swojej pamięci,
ja pragnę,
muszę, ja też muszę
wyrzucić siebie,
to tylko lęk i ból,
nic więcej,
to ten
mój
całokształt,
źrenice zapłakane w lustrze,
a wystarczy jeden
odważny ruch,
czy jestem błogosławiony?
zapominam...
zapominam wszystko
co poznałem,
nie wiem...