***
Bliżej śmierci
niż życia,
bliżej ciemności
niż jasności,
bliżej samotności
niż miłości,
wszystko, co jest bliższe
nie znajduje się tu,
to jest gdzieś
bardzo daleko,
tego nie dojrzysz,
póki nie przejdziesz,
po drugiej stronie egzystencji
każdy choć raz
myślą czy słowem
był,
bez osłony,
bez wentyla własnego bezpieczeństwa,
tonę, gubię się,
więc mam ochotę postawić wszystko
na jedną kartę,
utkwione za moja sprawą
ich oczy we mnie,
głęboko,
pocę się,
wyjść jest za łatwo,
za trudno jest potem wrócić,
czuję się mdło,
ma mi się na wymioty,
to co obejmuje mój ludzki mózg,
usunąć nabrzmiałe w nim rany i lęk,
to wydaje mi się
nie do pokonania,
nie mogę tego mówić do was,
nie słowami,
to jest za trudne,
usycham,
dziękuję za troskę,
nigdy nikt wejść w to nie mógłby,
nigdy nie wejdzie i nie poczuje,
nieludzki strach,
paraliż kończyn, ból wewnętrzny,
karty gwarancyjnej nie ma na nic,
kto zapewni, że się zmieni,
nieraz jestem obojętny
jak anorektyk na jedzenie,
tak jeszcze gdyby móc pozostać,
to jeszcze coś,
jeszcze jakiś narkotyczny trans,
sen zamykający zmysły,
wszystko i wszędzie takie ospałe,
i uderzenie, znowu przerażająco nie do
[wytrzymania
drżący ból,
tak sekunda do sekundy
składa się życie,
koszmarny już nawet jest sen,
nie ma ucieczki ...
nie ma przed tym ucieczki,
jestem załamany,
półśrodki,
żeby było potem
jeszcze gorzej,
i z dnia na dzień
gorzej się staje,
światła nie widzę,
okropnie,
okropnie czuję się,
jak zombie,
tylko, że z duszą jestem,
i tylko z tym sam smutny zmagam się,
nic sensu nie ma,
i być może mieć już nie będzie,
boję się bólu swojego,
bardziej jednak życiowego
niż bólu śmierci,
boję się bólu matki,
ale tylko ja w sobie cierpię,
nie ma pożytku,
czasem zatracam świadomość,
boję się ich wzroku, rozmowy,
boję się uczucia,
tej pierwszej rozmowy kobiecej,
jej bliskości,
wyparłem się ich,
żeby nie bolało,
ale one nie wyparły się mojego świata,
są obok i bolą,
zresztą teraz boli już wszystko,
skończyć mogę w środkach,
albo wolny jak ptak,
nie rozumiejąc tego,
spróbujcie chociaż uwierzyć,
że ten wybór boli jak ...
to nie jest do opisania,
ludzie sami tak bliscy, jak i dalecy,
przez to płaczę,
są momenty, kiedy jestem
[zdecydowany,
potem przechodzi
i znowu,
znowu jest trudno,
jeśli już coś,
to módlcie się
i nie potępiajcie mnie,
wiemy wszyscy,
że są rzeczy,
w których jesteśmy sami,
człowiek, którym jestem,
jest niecały,
tego nie można naprawić,
boję się tylko łez bliskich, ich bólu,
ale tu nie ma miejsca dla mnie,
jestem w ciemności,
choć chciałem świecić,
jestem w nienawiści,
choć chciałem kochać,
... i jeszcze,
jeszcze boję się,
że nawet Bóg
nie przyjmie mnie,
byłem marny,
umarłem marnie.
nie jako człowiek,
nie jako zwierzę,
jako nic,
wy czuliście inaczej,
ale zmysły moje są tylko moje,
nie ma dwóch takich samych ludzi
i nie ma dwóch takich samych bólów,
nie wiem, co jest właściwe,
ale budzimy się w świecie,
żeby żyć,
a nie żeby trwać.
(może to już ostatni
wiersz mój)
wiersz mój)
